Maj był miesiącem, który w pełni otworzył sezon festiwalowy. Począwszy od kameralnych koncertów pod chmurką, po duże imprezy takie jak Juwenalia itp. Oczywiście, wiąże się to również ze wzrostem ogłoszeń o pracę. Sezon wiosenno-letni to głównie czas ogłoszeń sezonowych, na określony czas lub o dzieło, a także o wolontariat.
To również moment, kiedy wielu młodych ludzi wykorzystując okres wakacyjny, podejmuje się pierwszych kroków na swoich ścieżkach kariery lub chcąc zarobić na wakacyjne wyjazdy. Niektórzy wiedzą, że po ukończeniu studiów, przyda im się wcześniej zdobyte doświadczenie. Dlatego coraz częściej decydują się na udział w różnego rodzaju wolontariatach czy stażach. Jednak już na tym etapie, ich dobre chęci i zaangażowanie mogą zostać niesprawiedliwie wykorzystane.
Od czego się zaczęło
W ostatnim czasie, w internecie, głośno zrobiło się na temat pewnego ogłoszenia, które obiegło chyba wszystkie duże dzienniki informacyjne. Mówię oczywiście o ofercie wolontariatu, zgłoszonym przez Alter Art. Odpowiada on za organizację jednego z największych w Polsce festiwali muzycznych, czyli Open’era. W ogłoszeniu tym możemy przeczytać, że osoby chętne do udziału w wolontariacie muszą wpłacić kaucję w wysokości 950 zł. Kaucja zostanie zwrócona po zakończeniu festiwalu w ciągu 7 dni, o ile wolontariusz prawidłowo wypełniał swoje zadania. Czytamy również, że organizator gwarantuje jeden ciepły posiłek w ciągu dnia, nieodpłatne miejsce na polu namiotowym i możliwość uczestniczenia w festiwalu w czasie wolnym.
W pierwszej chwili, po przeczytaniu tego ogłoszenia, byłam w szoku. Mam doświadczenie wolontariuszki na różnych wydarzeniach, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem. Stąd też uważam, że to idealny przykład, na którym można pokazać młodym ludziom jak NIE POWINNA wyglądać oferta wolontariatu. Co więcej, myślę, że dzięki tej „aferze”, więcej osób będzie świadomych nieprawidłowości i mówiąc dosadniej, nadużyć, których ofiarą mogą paść.
To, co już w pierwszej chwili rzuca się w oczy, to fakt, kto stoi za tą ofertą. Podkreślam to bardzo mocno, ponieważ jest to moim zdaniem punkt wyjścia do dalszych rozważań na ten temat. Otóż mamy tu dużą, komercyjną firmę, która organizuje płatny festiwal. Organizator, czyli firma Alter Art, ZARABIA dzięki temu wydarzeniu. Środki te przeznacza m.in. na opłacenie znanych i lubianych gwiazd sceny muzycznej. Całe wydarzenie jest kilkudniową imprezą, podczas której uczestnicy bawią się, relaksują, w dużym skrócie odpoczywają. Czy w tym wypadku, możemy w ogóle mówić o wolontariacie? Otóż moim zdaniem nie.
O co w tym chodzi
Wolontariat to przede wszystkim udzielenie bezpłatnej pomocy tam, gdzie nikt na nikim nie zarabia. Ma on sens w działaniach typu społecznego, takich jak szpitale, schroniska, placówki szkolne, NGO-sy czy hospicja. Takimi miejscami będą również kościoły czy grupy wyznaniowe, fundacje i organizacje. Wszędzie tam, podejmuje się działania na rzecz szeroko pojętego dobra społeczeństwa. Czy komercyjny festiwal muzyczny jest takim miejscem? Oczywiście, że nie.
Czy zatem takie ogłoszenie powinno się w ogóle nazywać wolontariatem? Też nie. Niezależnie od tego, jak próbowałby to argumentować Alter Art, nie możemy mówić o wolontariacie w sytuacji, kiedy to on na pracy wolontariuszy zarabia. W każdym innym przypadku jest to praca, za którą należy się odpowiednie wynagrodzenie. Po zakończonym festiwalu, taki wolontariusz miał nie otrzymać ani złotówki. Kaucja owszem zostanie mu zwrócona, ale praca jaką wykonał na terenie festiwalu została wykonana za darmo.
Wolontariat za miskę ryżu czy do portfolio
Alter Art wydał oświadczenie, w którym bronił swojej decyzji o wpłaceniu przez wolontariuszy kaucji. Argumentował to tym, że wcześniejsze edycje pokazały, że część z zatrudnionych wolontariuszy unikała wykonywania zleconych im zadań i znikała na terenie trwającego festiwalu. Według nich kaucja jest zabezpieczeniem, które ma zapobiec takim sytuacjom. Oczywiście dodano również zapis o tym, że jest to stara i znana na całym świecie praktyka.
Tu należy podkreślić, czym różni się praca zarobkowa od wolontariatu. Wolontariat to przede wszystkim chęć pomagania innym. Pragnienie poprawy ich życia, ułatwienie w kontaktach międzyludzkich. To jest główna motywacja. Pracownika natomiast motywuje wynagrodzenie. To jest tak naprawdę znacząca różnica między tymi dwoma formami działania.
Osoby, które dostają wynagrodzenie za swoją pracę, chętniej wykonują swoje obowiązki. Wolontariusz nie oczekuje wynagrodzenia, gdyż czerpie satysfakcję w zupełnie innej sferze. Jeśli zatem oczekujemy wykonywania przez 8h pracy, a nie oferujemy wynagrodzenia, ciężko oczekiwać dużego zaangażowania ze strony zatrudnionego.
Kwestią bardzo moim zdaniem kontrowersyjną jest zapis mówiący o tym, że zwrócenie kaucji zostanie wykonane tylko w przypadku prawidłowego wykonania zadań. Co to znaczy? Czy zatem jest jakiś regulamin, który definiuje dobrze i źle wykonane zadania? Kto będzie o tym decydował? Zbyt dużo mamy tutaj niejasności i niepewności. Nie zakładam złych intencji organizatora. Jednak takie postawienie sprawy, moim zdaniem, jest furtką do różnego rodzaju nadużyć i nieprawidłowości, oraz pewnej formy uznaniowości. W przypadku zatrudnienia o pracę, jeśli pracownik nie wykonuje należycie swoich obowiązków, odbija się to na jego wynagrodzeniu. W takim założeniu sprawa jest bardziej klarowna.
Gdy zatrudniający oczekuje dobrze wykonanej pracy, powinien też odpowiednio wynagrodzić pracownika. W przypadku Open’era czytamy: wolontariusz ma zagwarantowany JEDEN ciepły posiłek i miejsce na polu namiotowym. Dość istotnym elementem tutaj jest fakt, że impreza odbywa się pod chmurką. Zatem, taki wolontariusz nie ma za bardzo możliwości przygotowania sobie w namiocie ciepłej kolacji czy śniadania. Biorąc pod uwagę fakt, że jedynymi punktami gastronomicznymi są foodtrucki, musi zapewnić sobie sam, dość drogie wyżywienie. Zatem mówimy o kolejnych kosztach, jakie ponosi.
Cięcie kosztów
Cała ta sytuacja z Open’erem i wystosowaną przez nich ofertą potwierdza niestety smutny trend, jakim jest unikanie odpowiedzialności przez pracodawców i niesprawiedliwe cięcie kosztów. Takie ogłoszenia, gdzie czaruje się możliwością zdobycia referencji czy doświadczenia, ale nie oferuje się stosownego wynagrodzenia, można spotkać coraz częściej. Zwłaszcza w tym trudnym okresie inflacji. Część pracodawców chce obniżyć koszty prowadzenia swojej działalności, przerzucając je często na pracowników.
To, co moim zdaniem trzeba podkreślić, to że za wykonaną pracę należy się wynagrodzenie. Owszem, są sytuacje, gdzie pracownik może umówić się z pracodawcą na inną formę niż finansowa, jednak są to wyjątki. Oczekiwanie, że dana osoba za darmo wykona zadanie, które wymagało od niej zaangażowania, zdobywanej czasami przez lata wiedzy i doświadczenia, jest wielce niestosowne. Każdy z nas musi mieć za co kupić chleb, zapłacić za prąd czy lekarza. Czy oczekiwanie, że ktoś wykona pracę „do portfolio” nie jest w takim razie przejawem braku szacunku? Moim zdaniem jest. Ponieważ w takim przypadku pracodawca czerpie nieuczciwie korzyści finansowe.
W przypadku Open’era mamy do czynienia z sytuacją, gdzie firma, która ma możliwości finansowe, aby zatrudnić topowe gwiazdy sceny muzycznej, nieuczciwe wykorzystuje wolontariat do cięcia kosztów, jakimi są te związane z zatrudnieniem pracowników na wymagane stanowiska. Jak wspomniała w internecie jedna z byłych wolontariuszek, została przydzielona do strefy eko, gdzie zajmowała się po prostu sprzątaniem pod sceną i zbieraniem pustych kubków po piwie. Tu możemy się zapytać, gdzie w takim razie jest „ważne doświadczenie i świetna przygoda”, o której wspomina Alter Art?
Cenny wolontariat
W przeszłości brałam udział w kilku wolontariatach, a każdy z nich był dla mnie niezwykłą przygodą. Dzięki nim poznałam wielu cudownych ludzi, współpracowałam z dziećmi i młodzieżą. Moje zadania w dużej mierze polegały na pomocy, bez której niektóre dzieci np. mogłyby sobie nie poradzić z wykonywaniem poleceń. Często była to dość wymagają praca, która nauczyła mnie empatii względem drugiego człowieka. Jednak zawsze było to oparte na jasnych zasadach i ani razu nie czułam się wykorzystywana.
Uważam, że wolontariat jest niezwykle cennym doświadczeniem, które możne pomóc, zwłaszcza młodym, wypłynąć na szerokie wody. Zobaczyć większy kawałek świata lub po prostu poznać ciekawych ludzi. To również szansa na to, aby poprawić komfort życia tym, którzy bez pomocy innych by sobie nie poradzili. W ten sposób można szerzyć dobro i mieć realny wpływ na otaczający nas świat.
Gdy mówimy o działaniach na rzecz organizatora dużego, komercyjnego festiwalu, który oferuje w zamian możliwość uczestnictwa w wydarzeniu, ale tylko w czasie wolnym (nie ma się gwarancji, kiedy on wypadnie), do tego każe sobie zapłacić kaucję (z możliwością jej niewypłacenia) i gwarantuje tylko jeden ciepły posiłek, to czy jest uczciwym nazywać to wolontariatem?
Mam nadzieję, że z całej tej sytuacji, wiele osób wyciągnie wnioski. Liczę na to, że dzięki temu będzie mniej takich jawnych prób wykorzystania młodych, często niedoświadczonych osób. Natomiast pojęcie wolontariatu, zostawmy odpowiednim podmiotom.